Wyjazd w połowie maja, 2 osoby, tylko plecaki i rowery.
Dzień 1 (czwartek).
Pociąg z Konina wyjeżdża o 7:15 rano. Jako, że mamy ok. 8 km do dworca pkp, parę minut po 6 wyruszamy, po drodze robimy zakupy do pociągu (piwo, coś do przekąszenia). Dojeżdżamy do Poznania, po 40 minutach siedzimy już w kolejnym pociągu, ty razem do Szczecina. Sami zajmujemy sam koniec pociąg, gdzie przewidziany jest przedział na większe bagaże i rowery.
Można nawet poleżeć
:)
W Szczecinie wysiadamy na stacji Szczecin Dąbie i również mamy ok. 40 minut na przesiadkę (pociąg do Świnoujścia). Czas zabijamy wyprawą do sklepu po piwo.
Świnoujście wita nas ładną pogodą. Jest godzina 16, prom do Szwecji wypływa o 23:30. Przepływamy do miasta, jemy coś ciepłego, wymieniamy pieniądze w kantorze, w sklepie rowerowym kupujemy dętkę na wszelki wypadek i następnie udajemy się w stronę niemieckiego Ahlbeck, dokąd prowadzi piękna ścieżka rowerowa. W tamtejszym Netto robimy zakupy, żeby mieć co jeść i pić na promie. Kiedy wychodzimy ze sklepu przy naszych rowerach stoi policja. Zaczyna się konwersacja w języku angielskim. Wypytują się skąd jesteśmy, gdzie jedziemy, itp. Spisują numery ram naszych rowerów i sprawdzają czy nie są one kradzione. Po upewnieniu się, że nie są kradzione życzą nam miłego wyjazdu
:)
Udajemy się na plażę po stronie niemieckiej. Woda jest bardzo zimna. Ja po wejściu do wysokości kolan wymiękłem, ale widziałem, że dla niemieckiej młodzieży temperatura wody nie stanowi żadnej bariery. Na plaży spędziliśmy ponad 2 godziny popijając piwo.
W oddali widać nasz prom, który przypływa do portu.
Kiedy zaczęło się robić chłodniej ruszyliśmy z plaży w stronę Polski, a konkretnie w stronę portu. Przy dworcu pkp zahaczyliśmy jeszcze o bar gdzie zjedliśmy coś ciepłego (nie polecam tego baru – nazwy nie pamiętam, ale mieści się w tym samym budynku co dworzec. Jedzenie nie smaczne, obsługa dosyć dziwna). Po godz. 21:30 postanowiliśmy dostać się na prom. Z rowerami zostaliśmy potraktowani jako osoby zmotoryzowane, w związku z czym udaliśmy się do bramek samochodowych. Było jeszcze sporo czasu do odpłynięcia i kolejek nie było (rok wcześniej wjeżdżałem na prom później i czekałem w kolejce za sznurkiem tirów
:) ). Sprawnie wjechaliśmy rampą do ładowni promu, gdzie miła obsługa kazała nam zostawić rowery gdzieś w kącie. Następnie udaliśmy się windą na wyższe pokłady i znaleźliśmy naszą kabinę. Szybki prysznic i chwila odpoczynku, by zaraz wyruszyć na górny pokład wypić parę piwek i obserwować jak wypływamy z portu.
W porcie.
Widok z górnego pokładu.m3lm4k dzięki za podpowiedź
:)
Dzień 2 (piątek).
Prom planowo przypływał do szwedzkiego miasteczka Ystad o godz. 6:00. Mieliśmy pobudkę chwilę po 5. Szybki prysznic, spakowanie wszystkiego i przed 6 opuszczamy kabinę, a parę minut później także prom.
Kolejny środek transportu – katamaran na Bornholm mamy o godz. 8:30, udajemy się więc na szybkie zwiedzanie Ystad.
Oczywiście jakiś debil z Polski musiał zaznaczyć swoja obecność za granicą bazgrając sprayem po ścianie latarni morskiej…
Ystad to ładne i spokojne miasteczko. Parę zdjeć:
Gdy nadchodzi ,,godzina zero” wracamy do portu, przejeżdżamy przez bramki samochodowe i ustawiamy się za grupą motocyklistów, czekając aż pozwolą nam wjechać na pokład.
Podróż na Bornholm trwa ok. 80 minut. Siadamy na wygodnych fotelach, a kołysanie na falach momentalnie nas usypia
:) Chwilę przed godz. 10 przypływamy do największego miasteczka na wyspie – Rønne. Szybki rzut okiem na latarnię morską, przejazd przez centrum i wyjeżdżamy poza teren zabudowany.
Latarnia Morska.
Planujemy przez niecałe dwa dni objechać wyspę po obrębie, zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara. Na wyspie jest kilkanaście małych miasteczek. Pierwszym z nich na naszej drodze jest Hasle, parę km na północ od Rønne. Ścieżka rowerowa najpierw wiedzie przy głównej drodze, potem odbija do lasu, w stronę morza.
Po paru kilometrach jazdy głównie w lesie zjeżdżamy w stronę plaży, gdzie jemy śniadanie i kąpiemy się w morzu.
Na pierwszy dzień zaplanowaliśmy przejechanie ok. 70 kilometrów. Na wyspę przypłynęliśmy o godz. 10, po odpoczynku i kąpieli była już godz. 13, a my przejechaliśmy póki co 5 km, więc wzięliśmy się do ostrej jazdy
:)
Zjazd drogą w stronę morza z prędkością >40 km/h to jeden z najlepszych momentów wyprawy.
Chwila przyjemnej jazdy po płaskim i nagle ścieżka rowerowa przeistoczyła się w schody, które poprowadziły nas kilkanaście/kilkadziesiąt metrów w górę, skąd rozpościerał się piękny widok.
Następnie jechaliśmy dalej na północ w stronę ruin zamku Hammershus. Ścieżka rowerowa biegła głównie przez lasy i miała wiele zjazdów i podjazdów. Przytrafiła się nam zabawna sytuacja, kiedy staliśmy w lesie w ciszy i piliśmy wodę. Podjechał do nas gościu ok. 30 lat. Zagadał ,,Do You speak English?” Na odpowiedź ,,Yes” zaczął się zastanawiać co powiedzieć i nagle ,,Kurwa skąd wy jesteście?”
:)
Same ruiny Hammershus to szczerze nic ciekawego, dodatkowo w tym okresie były obstawione rusztowaniami i trwały jakieś prace konserwatorskie. Odpuściliśmy sobie zwiedzanie tych ruin weszliśmy tylko do małego sklepu kupić po jakimś batoniku, bo zaczynaliśmy już przymierać głodem
:) Odpuściliśmy sobie północny cypelek wyspy, ponieważ jest bardzo skalisty i często zamiast jechania rowerem musielibyśmy je prowadzić. W związku z tym z ruin Hammershus skierowaliśmy się na wschodnie wybrzeże wyspy, do miasteczka Allinge. Parę zdjęć z trasy:
Jesteśmy w Danii, trzeba więc spróbować prawdziwego Carlsberga
:)
!jotodupca! - Jeśli już to w 2010 r.
:) Kajman? to Ty? Pozdro!
Roku - Rezerwowałem przez Unityline. Prom w dwie strony do Szwecji wraz z noclegiem w kabinie i katamaran ze Szwecji na Bornholm w dwie strony razem 456zł od osoby.
W Allinge zrobiliśmy małe zakupy (bułki na kolację i na śniadanie), a następnie ruszyliśmy na południe. Planowaliśmy dojechać do miasteczka Svaneke, gdzie na dziko chcieliśmy się rozbić z namiotem. Liczyliśmy, że wschodnie wybrzeże będzie dla nas bardziej łaskawe i nie będzie nam serwować co chwilę mocnych podjazdów. Nic bardziej mylnego…
:) Zdjęcia z Allinge i z trasy do Svaneke:
W końcu po godz. 22 prawie dojechaliśmy do Svaneke. Było już całkiem ciemno, więc zaczęliśmy się rozglądać za jakąś dobrą miejscówką na rozbicie namiotu. Około 800 metrów przed miasteczkiem odbiliśmy z drogi w stronę morza. Przeszliśmy przez polanę, kawałek lasu i w końcu znaleźliśmy kawałek w miarę płaskiej polany mniej więcej 40 metrów od brzegu, gdzie rozbiliśmy namiot przyświecając sobie światełkiem od roweru. W ciemnościach miejsce to nie wyglądało zbyt sympatycznie, ale nie mieliśmy wyboru. Rowery przypięliśmy do drzewa. W namiocie ze zmęczenia usnęliśmy momentalnie.Dzień 3 (sobota).
Kiedy się obudziliśmy po 8 rano uświadomiłem sobie, że w lepszym miejscu nie mogliśmy rozbić namiotu. Z jego wnętrza mieliśmy widok na morze
:)
Śniadanie zjedliśmy na skałach, spakowaliśmy się i przed godz. 10 ruszyliśmy dalej. Biorąc pod uwagę doświadczenia z dnia poprzedniego, wysoką temperaturę i ukształtowanie terenu, a także goniący nas czas, postanowiliśmy skrócić trasę, tj. odpuścić sobie południe wyspy, gdzie jest dużo piaszczystych plaż i wydm. W związku z tym po przejechaniu ok.10 km do miasteczka Nexø – drugiego największego mateczka na wyspie, do którego pływają katamarany z Kołobrzegu, skręciliśmy w prawo w stronę Aakirkeby. Trasa w upale była ciężka, często musieliśmy robić postoje. Pare zdjęć z trasy Nexø - Aakirkeby:
W Aakirkeby zrobiliśmy mały postój żeby coś zjeść i zrobić małe zakupy w supermarkecie, a następnie ruszyliśmy do kolejnego miasteczka – Rønne, czyli do miejsca, w którym rozpoczęliśmy przygodę z Bornholmem. Po drodze musiałem wymieniać dętkę w przednim kole po najechaniu na jakąś gałąź z kolcami. Przejeżdżający ludzie oferowali pomoc, ale poradziliśmy sobie sami
:) Parę zdjęć z trasy Aakirkeby - Rønne:
Bardzo fajna relacja, piwo was uratowało przed śmiercią głodową
;-)Jak już wspominaliście na Bornholm można się dostać także z Kołobrzegu i (chyba) Darłowa.
Z Kołobrzegu, Darłowa i Ustki chodzi katamaran m/s Jantar z Kołobrzeskiej Żeglugi Pasażerskiej i zawija do Nexøtutaj rozkład, nie jestem pewien, ale rejsy z Darłowa i Ustki chyba zostały anulowane.Z Bornholmu chodzi BornholmerFærgen dawniej Bornholmstraffiken i statki wychodzą z Rønne http://www.faergen.com/
Powiem szczerze że jako miłośnika wypadów rowerowych, Twój post mnie zachęcił
:) Nie wiedziałem że tak łatwo można dostać się do Bornhol z rowerem, doczytałem trochę na http://www.skandynawskiewakacje.pl/latem-na-bornholmie/ i w lato myślę że wybiorę się z żoną łuknąć trochę świeżego powietrza na wyspę
:) Trójmiejskie ścieżki rowerowa już znam na pamięć a w końcu rutyna zabija hehe
Pozwolę sobie odświeżyć temat.Byłem w lipcu na Bornholmie, też rowerowo. Może to nie typowa relacja, ale mimo wszystko zachęcam do obejrzenia filmu z wyprawy:http://www.youtube.com/watch?v=1gvDVoJXxd8Wyspa naprawdę warta odwiedzenia, czas tam płynie wolno i spokojnie, a Bałtyk z tej strony prezentuje się zupełnie inaczej.
;)Jeśli ktoś ma pytania to chętnie odpowiem.
Widzę ciekawe relacje, to i dołożę swoją
;) na Bornholmie byłem na jednodniówce z Kołobrzegu we wrześniu 2014. I również z rowerem
;) Bornholm z mojej perspektywy:Katamaranem:
Podobają mi się te niskie znaki z miejscowościami
:)
Ścieżki rowerowe prawie wszędzie!
Piękne plaże, tutaj słynna szeroka plaża z drobniutkim piaskiem w Dueodde:
Po drodze można spotkać ładne ozdoby
;)
Świetne oznakowanie!
Wystawa (chyba) na sprzedaż (?)
Ładnie pomalowane drzewo
;)
Skandynawska architektura
;)
No i to tak w skrócie zobaczyłem w ciągu jednego dnia
;) pogoda wtedy trafiła się wyśmienita
Dzień 1 (czwartek).
Pociąg z Konina wyjeżdża o 7:15 rano. Jako, że mamy ok. 8 km do dworca pkp, parę minut po 6 wyruszamy, po drodze robimy zakupy do pociągu (piwo, coś do przekąszenia).
Dojeżdżamy do Poznania, po 40 minutach siedzimy już w kolejnym pociągu, ty razem do Szczecina. Sami zajmujemy sam koniec pociąg, gdzie przewidziany jest przedział na większe bagaże i rowery.
Można nawet poleżeć :)
W Szczecinie wysiadamy na stacji Szczecin Dąbie i również mamy ok. 40 minut na przesiadkę (pociąg do Świnoujścia). Czas zabijamy wyprawą do sklepu po piwo.
Świnoujście wita nas ładną pogodą. Jest godzina 16, prom do Szwecji wypływa o 23:30. Przepływamy do miasta, jemy coś ciepłego, wymieniamy pieniądze w kantorze, w sklepie rowerowym kupujemy dętkę na wszelki wypadek i następnie udajemy się w stronę niemieckiego Ahlbeck, dokąd prowadzi piękna ścieżka rowerowa.
W tamtejszym Netto robimy zakupy, żeby mieć co jeść i pić na promie. Kiedy wychodzimy ze sklepu przy naszych rowerach stoi policja. Zaczyna się konwersacja w języku angielskim. Wypytują się skąd jesteśmy, gdzie jedziemy, itp. Spisują numery ram naszych rowerów i sprawdzają czy nie są one kradzione. Po upewnieniu się, że nie są kradzione życzą nam miłego wyjazdu :)
Udajemy się na plażę po stronie niemieckiej. Woda jest bardzo zimna. Ja po wejściu do wysokości kolan wymiękłem, ale widziałem, że dla niemieckiej młodzieży temperatura wody nie stanowi żadnej bariery. Na plaży spędziliśmy ponad 2 godziny popijając piwo.
W oddali widać nasz prom, który przypływa do portu.
Kiedy zaczęło się robić chłodniej ruszyliśmy z plaży w stronę Polski, a konkretnie w stronę portu.
Przy dworcu pkp zahaczyliśmy jeszcze o bar gdzie zjedliśmy coś ciepłego (nie polecam tego baru – nazwy nie pamiętam, ale mieści się w tym samym budynku co dworzec. Jedzenie nie smaczne, obsługa dosyć dziwna).
Po godz. 21:30 postanowiliśmy dostać się na prom. Z rowerami zostaliśmy potraktowani jako osoby zmotoryzowane, w związku z czym udaliśmy się do bramek samochodowych. Było jeszcze sporo czasu do odpłynięcia i kolejek nie było (rok wcześniej wjeżdżałem na prom później i czekałem w kolejce za sznurkiem tirów :) ). Sprawnie wjechaliśmy rampą do ładowni promu, gdzie miła obsługa kazała nam zostawić rowery gdzieś w kącie. Następnie udaliśmy się windą na wyższe pokłady i znaleźliśmy naszą kabinę.
Szybki prysznic i chwila odpoczynku, by zaraz wyruszyć na górny pokład wypić parę piwek i obserwować jak wypływamy z portu.
W porcie.
Widok z górnego pokładu.m3lm4k dzięki za podpowiedź :)
Dzień 2 (piątek).
Prom planowo przypływał do szwedzkiego miasteczka Ystad o godz. 6:00. Mieliśmy pobudkę chwilę po 5. Szybki prysznic, spakowanie wszystkiego i przed 6 opuszczamy kabinę, a parę minut później także prom.
Kolejny środek transportu – katamaran na Bornholm mamy o godz. 8:30, udajemy się więc na szybkie zwiedzanie Ystad.
Oczywiście jakiś debil z Polski musiał zaznaczyć swoja obecność za granicą bazgrając sprayem po ścianie latarni morskiej…
Ystad to ładne i spokojne miasteczko. Parę zdjeć:
Gdy nadchodzi ,,godzina zero” wracamy do portu, przejeżdżamy przez bramki samochodowe i ustawiamy się za grupą motocyklistów, czekając aż pozwolą nam wjechać na pokład.
Podróż na Bornholm trwa ok. 80 minut. Siadamy na wygodnych fotelach, a kołysanie na falach momentalnie nas usypia :)
Chwilę przed godz. 10 przypływamy do największego miasteczka na wyspie – Rønne.
Szybki rzut okiem na latarnię morską, przejazd przez centrum i wyjeżdżamy poza teren zabudowany.
Latarnia Morska.
Planujemy przez niecałe dwa dni objechać wyspę po obrębie, zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara. Na wyspie jest kilkanaście małych miasteczek. Pierwszym z nich na naszej drodze jest Hasle, parę km na północ od Rønne. Ścieżka rowerowa najpierw wiedzie przy głównej drodze, potem odbija do lasu, w stronę morza.
Po paru kilometrach jazdy głównie w lesie zjeżdżamy w stronę plaży, gdzie jemy śniadanie i kąpiemy się w morzu.
Zjazd drogą w stronę morza z prędkością >40 km/h to jeden z najlepszych momentów wyprawy.
Chwila przyjemnej jazdy po płaskim i nagle ścieżka rowerowa przeistoczyła się w schody, które poprowadziły nas kilkanaście/kilkadziesiąt metrów w górę, skąd rozpościerał się piękny widok.
Następnie jechaliśmy dalej na północ w stronę ruin zamku Hammershus. Ścieżka rowerowa biegła głównie przez lasy i miała wiele zjazdów i podjazdów.
Przytrafiła się nam zabawna sytuacja, kiedy staliśmy w lesie w ciszy i piliśmy wodę. Podjechał do nas gościu ok. 30 lat. Zagadał ,,Do You speak English?” Na odpowiedź ,,Yes” zaczął się zastanawiać co powiedzieć i nagle ,,Kurwa skąd wy jesteście?” :)
Same ruiny Hammershus to szczerze nic ciekawego, dodatkowo w tym okresie były obstawione rusztowaniami i trwały jakieś prace konserwatorskie. Odpuściliśmy sobie zwiedzanie tych ruin weszliśmy tylko do małego sklepu kupić po jakimś batoniku, bo zaczynaliśmy już przymierać głodem :)
Odpuściliśmy sobie północny cypelek wyspy, ponieważ jest bardzo skalisty i często zamiast jechania rowerem musielibyśmy je prowadzić.
W związku z tym z ruin Hammershus skierowaliśmy się na wschodnie wybrzeże wyspy, do miasteczka Allinge.
Parę zdjęć z trasy:
Jesteśmy w Danii, trzeba więc spróbować prawdziwego Carlsberga :)
Roku - Rezerwowałem przez Unityline. Prom w dwie strony do Szwecji wraz z noclegiem w kabinie i katamaran ze Szwecji na Bornholm w dwie strony razem 456zł od osoby.
W Allinge zrobiliśmy małe zakupy (bułki na kolację i na śniadanie), a następnie ruszyliśmy na południe. Planowaliśmy dojechać do miasteczka Svaneke, gdzie na dziko chcieliśmy się rozbić z namiotem. Liczyliśmy, że wschodnie wybrzeże będzie dla nas bardziej łaskawe i nie będzie nam serwować co chwilę mocnych podjazdów. Nic bardziej mylnego… :)
Zdjęcia z Allinge i z trasy do Svaneke:
W końcu po godz. 22 prawie dojechaliśmy do Svaneke. Było już całkiem ciemno, więc zaczęliśmy się rozglądać za jakąś dobrą miejscówką na rozbicie namiotu. Około 800 metrów przed miasteczkiem odbiliśmy z drogi w stronę morza. Przeszliśmy przez polanę, kawałek lasu i w końcu znaleźliśmy kawałek w miarę płaskiej polany mniej więcej 40 metrów od brzegu, gdzie rozbiliśmy namiot przyświecając sobie światełkiem od roweru. W ciemnościach miejsce to nie wyglądało zbyt sympatycznie, ale nie mieliśmy wyboru. Rowery przypięliśmy do drzewa. W namiocie ze zmęczenia usnęliśmy momentalnie.Dzień 3 (sobota).
Kiedy się obudziliśmy po 8 rano uświadomiłem sobie, że w lepszym miejscu nie mogliśmy rozbić namiotu. Z jego wnętrza mieliśmy widok na morze :)
Śniadanie zjedliśmy na skałach, spakowaliśmy się i przed godz. 10 ruszyliśmy dalej. Biorąc pod uwagę doświadczenia z dnia poprzedniego, wysoką temperaturę i ukształtowanie terenu, a także goniący nas czas, postanowiliśmy skrócić trasę, tj. odpuścić sobie południe wyspy, gdzie jest dużo piaszczystych plaż i wydm. W związku z tym po przejechaniu ok.10 km do miasteczka Nexø – drugiego największego mateczka na wyspie, do którego pływają katamarany z Kołobrzegu, skręciliśmy w prawo w stronę Aakirkeby. Trasa w upale była ciężka, często musieliśmy robić postoje.
Pare zdjęć z trasy Nexø - Aakirkeby:
W Aakirkeby zrobiliśmy mały postój żeby coś zjeść i zrobić małe zakupy w supermarkecie, a następnie ruszyliśmy do kolejnego miasteczka – Rønne, czyli do miejsca, w którym rozpoczęliśmy przygodę z Bornholmem. Po drodze musiałem wymieniać dętkę w przednim kole po najechaniu na jakąś gałąź z kolcami. Przejeżdżający ludzie oferowali pomoc, ale poradziliśmy sobie sami :)
Parę zdjęć z trasy Aakirkeby - Rønne: